środa, 8 stycznia 2014

Każdy chce być królem

Każdy państwowy urząd we Francji, każda państwowa szkoła i inne jakieś instytucje francuskie mają nad swoimi wejściami wyryte napisy: Liberte, Egalite, Fraternalite. Mania Francuzów na punkcie tych trzech rzeczowników jest znana w całym świecie. Kiedy ostatnio spacerowałam sobie po Paryżu, czytając na murach te napisy, nie mogłam opędzić się od wizji plądrowania królewskich grobów przez plebs francuski, rozwrzeszczanych tłumów pod gilotynami spływającymi krwią...a wszystko w ramach wolności, równości i braterstwa.
A jednak....ile by tych głów nie spadło, ilu by nie zamęczono na torturach w imię miłości ludzkości, tak natury ludzkiej nie zagłuszy nic i choćby nie wiem jak zaczadzeni byli ludzie propagandą równości, każdy jeden ma marzenie, wstydliwie skrywane i nawet czasem nieuświadamiane: rządzić, rządzić, nic nie robić, leniuchować, chłodne piwko w cieniu pić i służby dużo mieć.
We Francji, w której rewolucja zmiotła wszystko, co mogło kojarzyć się z tradycją, zwyczajami mającymi jakikolwiek, nawet zabawny związek z czasami przedrewolucyjnymi, przetrwała jedna tradycja: huczne, rodzinne obchody święta Trzech Króli, z Galette des Roi w roli głównej.
Zwyczaj świętowania w ten sposób sięga podobno jeszcze w mroki średniowiecza, kiedy to gospodyni domu, rankiem w Trzech Króli piekła ciasto nadziewane zwane galette. Przy stole zjawiała się cała rodzina, gospodyni kroiła okrągłą galette na równe trójkąciki, każdy wybierał swój. W jednym kawałku znajdowała się fasolka. Osoba, która wybrała taki właśnie kawałek, z fasolką, stawała się na cały dzień królem lub królową rodziny, koronowano jej głowę przygotowaną wcześniej koroną, a pozostali członkowie rodziny mieli obowiązek traktować szczęśliwca jako władcę  absolutnego - do zachodu słońca.Vive le roi, vive la reine; wiwat król, wiwat królowa!
Zwyczaj ten przetrwał do dziś, właściwie każda rodzina francuska go pielęgnuje, nawet ta najbardziej zegalityzywana. Fasolki zastąpiły figurki, najpierw przedstawiające świętych, teraz jakie bądź, coś jak z jajek niespodzianek. Mnóstwo dorosłych osób posiada swoje kolekcje figurek przechowywane od czasów dzieciństwa, a w Paryżu są sklepy, w których całe półki z maleńkimi postaciami czekają na święto Trzech Króli.
W tym roku Galette des Rois pokroiliśmy rano w naszym domu. Został wybrany król (a raczej królowa) i poszliśmy do kościoła na mszę świętą, a potem na orszak Trzech Króli. Pomyślałam sobie, że tyle lat bezpowrotnie straciliśmy - chodzi mi o te lata, kiedy  Trzech Króli było dniem zwyczajnym, roboczym i szkolnym. Dobrze, że nasze dzieci mogą je przeżywać inaczej niż kiedyś my. Naprawdę warto uczynić z tego dnia dzień absolutnie wyjątkowy na tle innych w całym roku, nie tylko za sprawą jakichś francuskich zwyczajów czy orszaków. Jak pisałam w tytule notki, każdy chce być królem. A być królem oznacza dar, otrzymanie znaku, za którym chce się, musi się podążać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz