wtorek, 21 maja 2013

"Pachnidło", czyli nie możesz być kim tylko chcesz

Mój syn, dziesięciolatek chciałby być we wszystkim najlepszy. To raczej nie dziwi. Gorzej, że zupełnie nie rozumie - albo nie chce zrozumieć, że można być bardzo dobrym czy nawet najlepszym w różnych dziedzinach pod jednym warunkiem: jeśli się ciężko na to pracuje.
Jemu wydaje się, że wszystko przychodzi samo - samo się zapamiętuje, samo się sprząta, samosię wyćwiczy...wystarczy powiedzieć magiczne słowo "CHCĘ". Na nic żywe dowody na absurdalność takiego myślenia, na nic rodzicielskie wykłady, tłumaczenia i zachęty. Pozostaje nam się uzbroić w cierpliwość i nadal tłumaczyć z nadzieją, że kiedyś zostanie to zrozumiane wedle naszych jak najlepszych przecież intencji.

W końcu to jeszcze dziecko.

No, ale co jeśli z tego nie wyrośnie?
Obawa jak najbardziej słuszna, ponieważ przykładów owego niewyrośnięcia wśród dorosłych jest bez liku.

Wręcz mówi się o pokoleniu "kopiuj - wklej" - a to przecież nic innego jak odmiana mentalności charakteryzująca mojego syna.

Dawno temu był wielki szał na książkę a potem na film pt. "Pachnidło". Ten szał bezpośrednio mnie nie dotknął, albowiem nigdy nie reagowałam na książki reklamowane na ogromną skalę - takie książki budzą moją nieufność i nigdy po nie nie sięgam, nawet w celach wyrobienia sobie poglądu. Film siłą rzeczy również mnie nie zainteresował. Ale niedawno natrafiłam na niego właśnie w telewizji. Zaczęłam oglądać - z braku siły na robienie czegokolwiek. I zrozumiałam, czemu był tak reklamowany i czemu cieszył się wielkim powodzeniem.

Pokazywał ten film całkowicie fałszywą rzeczywistość,w schemacie jaki znamy z bajek takich jak "Kot w butach". Biedny chłopak z ulicy, żebrak bez perspektyw, dzięki cudownym okolicznościom trafia do podupadającego przedsiębiorstwa zajmującego się wyrobem perfum. Okazuje się, że chłopak jest genialnym twórcą zapachów z węchem absolutnym i na poczekaniu komponuje z różnych substancji takie zapachy, że stary perfumiarz, który początkowo poucza go, że dojście do mistrzostwa w tym zawodzie to lata pokornej pracy, pada przed genialnym chłopakiem na kolana i odrzuca precz swoje wcześniejsze poglądy na naukę, doświadczenie i pracę. Oczywiście geniusz chłopaka natychmiast zamienia się w sukces finansowy przedsiębiorstwa, a on sam już nie jest brudny i śmierdzący, tylko piękny i genialny.

Na tym skończyłam oglądać ten film, bo zrobiło się późno, a poza tym znudził mnie on i zdenerwował.


Myślę, że takie produkcje czynią wiele szkód wśród ludzi, karzą im wierzyć, że bajki są rzeczywistością, a my gdybyśmy tylko chcieli.......

Nie wierzę w hasło reklamowe "możesz być kimkolwiek chcesz". To nie jest prawda. Jesteś tylko i aż sobą. Jedyne co możesz, to ciężko pracować, by być coraz lepszym człowiekiem. Nie wystarczy zjeść monte.

Dlaczego poruszam ten problem? Bo uważam, że to zakała naszych czasów. Żródło nędzy jaką mamy dookoła, w kulturze, muzyce i literaturze. Wielu osobom wydaje się, że mogą wszystko: tworzyć piosenki, muzykę, sztukę, literaturę, a to ich "wydaje się" nie jest poparte niczym rzeczywistym, żadnym dowodem na takie możliwości. Żadną zdolnością, talentem, a już najmniej pracowitością.

Kiedyś, kilka tygodni temu, w jakimś popularnym radiu, skierowanym głównie do młodych wykształconych z dużych miast prowadzący dziennikarz zachwalał jakąś płytę, którą wydał jakiś człowiek. Nie pamiętam nazwiska tego człowieka, z tego, co o nim mówiono w tej audycji zorientowałam się, ze to ktoś pretendujący do pierwszych stron "pudelka". Otóż ten pretendent wrócił do domu po całonocnej hulance i na wielkim kacu, zachrypniętym głosem nagrał ad hoc nagrał "genialną" płytę, którą właśnie ten dziennikarz w tej popularnej stacji radiowej miał za zadanie opylić. Robił tę sprzedaż z niemałym sukcesem, ponieważ mnóstwo osób uwierzyło, że jakiś laluś urodzony w koziej dupie wymyślił na kacu coś fajnego, czy wręcz wielkiego, za co warto zapłacić żeby później zadawać szyku znajomością rzeczy na imprezie w akademiku.

Tak w dzisiejszych czasach robi się sztukę, kulturę, biznes i ogólnie życie.

sobota, 18 maja 2013

Wieki minęły

Prawie zapomniałam o tym miejscu...ale niedawno mąż zaczął niespodziewanie zachęcać mnie do pisania. Piszesz te swoje różne komentarze na różnych blogach, sama coś napisz - mówi - o dzieciach.

Czas tak szybko mija, dziś, 18 maja, rocznica mojej Pierwszej Komunii Świętej.....coś tam nawet pamiętam, niewiele. Pamiętam, że było gorąco i świeciło jaskrawe słońce. Na każdym zdjęciu mam wykrzywioną buzię, bo musiałam mrużyć oczy. Zdjęć jest dużo - chyba. Z każdym po kolei. Ale nie pamiętam na tych zdjęciach mojego rodzeństwa. Może zostali w domu?
Wszystkie zdjęcia są u rodziców. Nie przepadam za ich oglądaniem, nie wiem czemu.

W poniedziałek za to I rocznica Komunii Świętej mojego Tymonka. Mam nadzieję, że uda nam się zrealizować plan i pójść rano do kościoła. Nie będzie nas bowiem 26 maja, czyli tedy, kiedy w parafii obchodzimy rocznicę - jedziemy na ślub mojej kuzynki i zamierzamy z imprezy wrócić dopiero w poniedziałek.

Siedzę w pensjonacie, który nazywa się Dom w ogrodzie Katarzynka. Tuż pod Świdnicą. Sobotnie południe, więc co a tu robię? Jestem w pracy, ale obijam się jak mogę, nie uczestniczę w zajęciach, co miałam zrobić, zrobiłam, za chwilę wracam do Wrocławia na wykład. Wieczorem dopiero będę w domu, ale postanowiłam sobie, że skoro już mnie w sobotę ktoś wyciągnął z młyna obowiązków to wykorzystam ten dzień tylko z myślą o sobie.

Natalia zaczęła przeklinać. Robi to w sposób zabawny, bo zamiast "r" wymawia "l", ale niestety robi to coraz częściej i oczywiście w odpowiednich momentach. To znaczy  takich, w których akurat to "pasuje". Niewiele pomagają pouczenia rodzicielskie, widzę, że na nie do końca wie, co robi, ale upaja się tą nową sobą i piorunującym wrażeniem jakie robi tym wulgarnym słownictwem na pozostałych domownikach. Coś strasznego. Mam nadzieję, że to przejściowe.