niedziela, 12 października 2014

"Zbaw nas ode złego" czyli relacja Ralpha Sarchie

Każdy z nas miał takie chwile w życiu, kiedy mógł dojrzeć - przez ułamek sekundy, ale jednak - delikatny blask skrzydeł swojego Anioła. I każdemu z nas z pewnością nie raz mignęła przed oczami kosmata, obrzydliwa łapa. Mówię tu oczywiście o chwilach w życiu człowieka, kiedy wyraźnie czuje obecność, życzliwą i pełną miłości, pomocną obecność Anioła Stróża. I o chwilach, kiedy na przykład zrobił, powiedział, pomyślał coś bardzo złego, czego tak naprawdę nie chciał zrobić, powiedzieć, pomyśleć, a jednak - jakby poza nim i wbrew swojej woli - zrobił, pomyślał, powiedział. A potem dziwił się: jak do tego mogło dojść?

Takie chwile, wydarzenia, przebłyski mają miejsce w życiu każdego człowieka, choć nie każdy chce je zauważyć. Niezauważanie tego jest moim zdaniem jakimś wyjątkowym kalectwem i myślę, że zdarza się bardzo rzadko. Interesuje mnie natomiast jak to sobie tłumaczą ludzie, którzy twardo obstają przy ateistycznym światopoglądzie.

Nie wiem, jak jest w innych częściach Polski, ale we Wrocławiu od kilku lat w okresie świąt Bożego Narodzenia praktycznie nie ma kolędników. Nie przychodzą do nas przebrane dzieci śpiewające lepiej lub gorzej kolędę. Czy to z tego powodu, że zdążyli oblecieć wszystkie domy i mieszkania w okolicy, półtora miesiąca wcześniej, 31 października, "świętując" halloween? Myślę, że w jakimś stopniu dlatego.

Ralph Sarchie to nowojorski policjant pracujący wiele lat na południowym Bronxie. Swoją książkę pt. "Zbaw nas ode złego" zaczyna od słów: "Nie cierpię halloween. Ale nie zawsze tak było (...) Dopiero gdy jako policjant patrolowałem niebezpieczne dzielnice mojego miasta, poznałem mroczną stronę tego święta: każdy nowojorski zboczeniec i wariat dochodzi do wniosku, że tej nocy otwiera się sezon polowań na dzieci (...) prastary lęk przed tą datą ma jednak swoje źródła w czymś więcej niż ludowe podania czy przesądy. Niemal zawsze pod koniec października - albo w samo halloween, albo dzień wcześniej, w dniu który trafnie nazywa się Nocą Diabła albo Nocą Występku - nagle dostajemy wyjątkowo dużo zgłoszeń."

O książce Ralpha Sarchiego dowiedziałam się latem tego roku, przy okazji wejścia na ekrany polskich kin filmu pod tym samym tytułem, a który jest ekranizacją opowieści policjanta o przypadkach oddziaływania Złego i opętań wśród mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Filmu nie oglądałam, bo trailer mi wystarczył, żeby zrezygnować z wycieczki do kina. Ja po prostu nie oglądam horrorów.

Książkę przeczytałam i muszę przyznać, że jest mocna.  Jej mocą w żadnym wypadku nie jest jej literackość - książkę zresztą napisała Lisa Collier Cool na podstawie relacji policjanta - on jest wymieniany jako główny autor. Literacko więc jest to książka bardzo przeciętna. Tyle, że czytając ją, piękno języka, metafor i innych środków stylistycznych w literaturze w ogóle przestaje mieć znaczenie.

Ralph Sarchie, policjant, po godzinach służby zajmuje się Pracą: pomaga biskupowi ze swojej diecezji w diagnozowaniu przypadków zjawisk nadprzyrodzonych. W skrócie wygląda to tak: wystraszeni ludzie, po wykorzystaniu już wszelkich możliwych sposobów poradzenia sobie z nękającym ich niewytłumaczalnym koszmarem na jawie, w odruchu desperacji dzwonią po katolickiego duchownego. Ponieważ ten ma w jednej chwili kilka takich spraw i zgłoszeń, korzysta z pracy pomocników świeckich, a jednym z nich jest właśnie Sarchie. Sarchie nie pracuje sam, ale w towarzystwie swojego przyjaciela, również policjanta. Jadą na wskazane miejsce, rozmawiają z rodziną i ludźmi nękanymi koszmarnie prze coś, czego nie umieją ci ludzie zrozumieć, a co doprowadza ich do obłędu i totalnej rozsypki. Policjanci diagnozują czy to COŚ pochodzi z głów ludzi wołających o pomoc, czy raczej z czeluści piekielnych. Diagnoza polega na dokładnym wywiadzie - jak w zwykłym policyjnym śledztwie oraz na modlitwie. Jeśli policjanci stwierdzają oddziaływanie złego ducha, na miejsce wkracza biskup lub ksiądz wskazany przez biskupa i rozpoczyna egzorcyzmy - nad człowiekiem bądź nad miejscem.

Opisy opętań czy to ludzi czy domów chwilami mrożą krew w żyłach. Są bardzo obrazowe i czasem miałam wrażenie, że czytam scenariusz typowego amerykańskiego filmu. I pewnie odrzuciłabym tę książkę z niesmakiem, gdyby nie autentyczność, która mimo wszystko z niej przebija. Sarchie ciągle pisze o mocy modlitwy indywidualnej, o mocy różańca, o tym jak ważne jest życie w stanie łaski, a jak niebezpieczne jest uleganie pewnym modom lub banalizowanie takich zabaw jak przebieranki halloweenowe, wróżby, wywoływanie duchów podczas imprez - że niby taka świetna, emocjonująca zabawa.

Tym, co ostatecznie zdecydowało, że książkę przeczytałam całą i szczerze ją polecam jest również brak zagłębiania się w meandry psychologiczne autora. A przecież mógłby on nie jedną a kilka książek napisać o tym, z czym musi się zmagać, gdy asystuje przy egzorcyźmie, gdy widzi  to, co nazywa złem wtórnym, czyli najpotworniejsze zbrodnie Nowego Jorku, które niby są czynem człowieka, ale tak naprawdę czyimś jeszcze. Pokora tego człowieka przebija z każdej  strony tej książki i ostatecznie świadczy o jej autentyczności i prawdziwości wszystkich opisanych tam potwornych spraw.

Ta książka to wielkie świadectwo wiary w Boga, w Jego moc i opiekę. To także kolejny dowód na to, że w świecie toczy się prawdziwa walka o dusze. O tym, jak zgubne w skutkach może być trywializowanie lub - co gorsza - wyśmiewanie tego faktu.   Ralf Sarchie przedmowę do książki kończy słowami "Niech Bóg ma w opiece Was wszystkich".

I ja też tak kończę dzisiejszy wpis. Życząc równocześnie, żebyście się chwilę zastanowili, zanim pozwolicie dzieciom przebrać się 31 października za demona.



"Zbaw nas ode złego", Ralph Sarchie, Lisa Collier Cool, wyd. Esprit, 2014