środa, 26 marca 2014

W orkiestrze taka trąbka była......

...co bezustannie się chwaliła:
Że jest i mądra, i błyszcząca;
A lśni najpiękniej w blasku słońca,
Że gra najciszej i najgłośniej,
Najmelodyjniej i najprościej,
Że zagra taki takt zawiły,
W którym by inne się zgubiły
- Tak świetna jestem tylko JA!
Tak się pyszniła trąbka ta.
Nikt jej w orkiestrze lubić nie mógł,
Bo wciąż chwaliła się każdemu,
A i każdemu docinała,
Ta złotoblacha samochwała.
Do pana bębna rzekła: - Gruby!
Że taki gruby pał nie zgubi?!
A już zdziwiona jestem szczerze,
Jak tkwią na panu trzy talerze?!
Potem przy fortepianie stała
I tak się z jego trzech nóg śmiała,
Aż poczciwina zaczął dyszeć,
I drżały z gniewu mu klawisze.
Rzucając brzydkie epitety,
zdenerwowała klarnety.
Potem już ze spokojem
zlekceważyła oboje.
Minęła krzesła i pulpity,
I nagle...Co to? Słychać zgrzyty.
Piski i trzaski nagle słychać.
Trąbka zaczęła głośno kichać.
Przybiegł pan bęben, choć nadęty,
A za nim inne instrumenty.
Trąbka kicha i się złości,
Bo fagot mruknął: - Ze starości!
Fortepian brzdąknął: - Ja mu wierzę,
Pan fagot zawsze mówi szczerze.
Przyjechał lekarz - pan kamerton,
I zaczął cicho badać jej ton.
A kiedy skończył, wiedział tyle,
Że zardzewiały dwa wentyle.
Trąbka zaś rzekła z wielkim smutkiem:
Z takim się wszystko kończy skutkiem.
Widziałam tylko innych wady,
Szukałam z kolegami zwady,
Bo byłam dumna, głupia, zła.
Teraz mnie za to zżera rdza.

Niech więc przygodę tę pamięta,
Dumna, złośliwa chwalipięta!



Smaki dzieciństwa! Dla mnie to przede wszystkim słowa, słowa ukryte w moich książkach i książeczkach, które bardzo wcześnie stały się moimi przyjaciółmi. I na szczęście, są nimi nadal.

Wierszyk pochodzi z uroczej książeczki autorstwa Wojciecha Próchniewicza pt. "Wesołe instrumenty". Była ta książeczka w moim domu, czytałam ją po wielokroć, wzruszając się przygodami flecika piccolo, trąbki, klarnetu, saksofonu, puzonu....
Książeczka cieniutka, a taka kochana!

Zapomniałam o niej na długie lata, została w domu rodziców, gdzieś zagubiona w szpargałach, o które nikt już nie dba. I kiedyś, zupełnie przypadkowo, rozmawiałyśmy z siostrą o czymś tam i zupełnie bez związku z samą książeczką przypomniał nam się - prawie równocześnie - wers pochodzący z jednej opowieści o wiolonczeli: "chciała sobie wiolonczela popitolić na weselach".

Wróciły nasze wspomnienia, zawędrowały do naszych książek i ukochanych wierszyków. Od czego więc "wujek gugiel"? Szybko książeczkę wytropiłyśmy na allegro i od tej pory ją mam u siebie. Moje dzieci ją znają doskonale, czytamy sobie czasami, czasami recytujemy - bo kilka wierszyków znamy na pamięć.
Te sympatyczne opowiastki kręcą się wokół przygód instrumentów orkiestry symfonicznej, ale pojawiają się także piszczały organowe, które wbrew rozsądkowi postanawiają rozejść się po świecie i robić karierę solową. Książeczkę przewrotnie zamyka wiersz pt. "Najlepszy instrument", a tym najlepszym instrumentem okazuje się być ....nasz głos.

Nie dość, że wspaniała, wspólna z dziećmi zabawa, to jeszcze dobra edukacja. Dzieci poznają poszczególne instrumenty, zaznajamiają się z niektórymi pojęciami muzycznymi (takt, kamerton, jazz etc) Wszystko żyje, wszystko ma swoją duszę, książki, instrumenty również.
Mój syn wierszyk o trąbce przygotował w II klasie na szkolny konkurs recytatorski.
Książeczka ma nowsze i poszerzone wydanie,  nie pamiętam z którego roku, ale widziałam jakiś czas temu w księgarni muzycznej.
Ja mam oczywiście wydanie takie samo, jakie miałam w dzieciństwie. Cieniutki żółty zeszycik,  Wydawnictwo Lubelskie 1985 rok, z ilustracjami, które kocham, autorstwa Ireneusza Salwy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz