wtorek, 14 stycznia 2014

Jak to się mogło stać?....przy okazji AusOpen

Kiedyś na jakimś forum internetowym przeczytałam, że oglądanie meczu tenisowego jest nudniejsze niż oglądanie filmu porno.
Nie znając się specjalnie na jednym ani na drugim, pomyślałam, że to pewnie prawda. Tenis bowiem od dłuższego czasu doprowadzał mnie do szaleństwa. Ciągle obecny w moim domu - rakiety, torby na rakiety, owijki na rakiety, piłki, pojemniki po piłkach. No i ten mąż  "jadę na tenisa". Białe skarpety skutecznie zafarbowane mączką ceglaną. Wieczny stos przepoconych podkoszulków. I co najgorsze - dźwięki.

Stały głuchy odgłos uderzania piłeczki o rakietę, odgłos ślizgających się po nawierzchni butów (ten taki charakterystyczny pisk), stękania grających, albo dziwne spazmowate jęki wydawane przez Szarapową albo Azarenkę. Bywało, że grały razem ze sobą.

To z telewizji.

I jakoś tak powoli, niepostrzeżenie słowo gem zyskało u mnie jakieś znaczenie, określenie "przełamanie" również. Tablice z punktami stały się zrozumiałe. A gdy podczas Wibmbledonu zaczęłam tłumaczyć koleżankom w pracy, kim jest ten Janowicz, co osiągnął, z kim do tej pory wygrał, jedna z nich podniosła na mnie wzrok znad komputera i spytała: "na tenisie TEŻ się znasz?"
(zaraz wyjaśnię, skąd to "też").

I wtedy zatrzymałam się na chwilę, bo przecież, jak to możliwe, że ktokolwiek mógł pomyśleć, że ja się znam na tenisie?

Oczywiście muszę wziąć poprawkę na opinie moich ówczesnych znajomych z pracy. W dużej części były to osoby młodsze ode mnie o niemal dekadę, jeszcze kilka lat przed trzydziestką. Pracujące już i nawet w pewnym sensie doświadczone w tej pracy, ale ciągle u progu doświadczeń życiowych. Osoby te, niezmiernie miłe i sympatyczne, często uświadamiały mi, jak wiele nas dzieli, niby te 8, 9 lat, a przepaść nie do pokonania. Ja interesuję się wszystkim, staram się łapać życie i korzystać z niego, szukam, wciąż szukam, czytam, słucham, obserwuję.
Ale gdy miałam te 26 - 27 lat, nie byłam taka, byłam taką samą nihilistką jak owe moje znajome. Nic więc dziwnego, że trudno mi jest złapać z nimi jakąś wspólną nić porozumienia. Ja marzyłam, by po pracy znaleźć czas i siłę na przeczytanie czegoś, napisanie czegoś, spokojną rozmowę z kimś dla mnie ważnym - one umawiały się na zakupy. Kiedyś spytałam jedną z nich, czy czyta teraz jakąś ciekawą książkę. A ona była bardzo zdziwiona tym pytaniem, jakby je pierwszy raz w życiu usłyszała i odpowiedziała prostolinijnie, że jedyne co czyta, to nowe rozporządzenia i korespondencję z urzędem marszałkowskim.
A kiedy pochwaliła się publicznie, bez najmniejszej żenady - dziewczyna po studiach, zdolna, inteligentna, pracowita i perfekcyjna w swojej pracy - że wreszcie umie już odróżnić fortepian od pianina - byłam zdruzgotana.

Ale prawda jest taka, że pewne obycie w świecie, gdzie tam w świecie, w normalnym życiu, zdobywa się latami. Nie próżno Żydzi dopuszczali mężczyzn do działalności publicznej dopiero po ich 30-stych urodzinach......Mądry naród.

Ja wprawdzie nie miałam nigdy problemu z odróżnieniem pianina od fortepianu, może też dlatego, że moja matka przytrzasnęłaby mi palce klapą gdybym okazała się aż taką ignorantką, ale nie każdy przecież musi wychowywać się w rodzinie, gdzie przestrzeganie gramatyki, umiejętność śpiewu  i miłość do literatury stawiano na wysokim piedestale.

Faktem jest, że niewiele się różniłam od moich dzisiejszych znajomych z pracy.
Jak to człowiek ewoluuje. ...

Bo teraz tenis.

Przyłapałam się jakiś czas temu na myśli "kiedy będzie ten Australian Open?"

Jeszcze nie jestem na tym etapie, żeby znać daty rozpoczęcia turniejów wielkoszlemowych, różnych mastersów i innych drobniejszych wydarzeń. Nie śledzę (jeszcze?) forów tenisowych. no i sama nie gram, bo dla mnie za trudne (próbowałam). Ale jeden blog zdobył moje uznanie. Blog poświęcony tenisowi, bardzo ciekawy, który tworzy dawna bywalczyni salonu24.

Telewizor w domu mam, choć zgadzam się z Coryllusem (i nie tylko), że jest to samo zło. Ale już nic na nim nie oglądamy, prócz "Pingwinów z Madagaskaru" i meczy tenisowych, ewentualnie innego sportu.

Tylko sport został.

Jeszcze tam można znaleźć jakąś autentyczność w człowieku.

1 komentarz: