środa, 30 kwietnia 2014

"Muzycy polscy w hołdzie Janowi Pawłowi II"

Moja Mama, 70-cio letnia kobieta, bynajmniej nie wdowa, zakochała się czas jakiś temu w panu Marku Dyżewskim. Ale powiem więcej - nie jest jedyna. Prócz jego żony i mojej Mamy, pana Marka Dyżewskiego kocha cała rzesza kobiet w różnym wieku. Ja również do nich należę. Mam niezwykłą przyjemność przychodzić na jego wykłady, które odbywają się średnio raz w miesiącu i które - moim zdaniem - ratują Wrocław jako europejską stolicę kultury. Ponieważ nie ma zapewne w całej Polsce drugiego tak wybitnego człowieka muzyki i kultury.
Tu sylwetka pana Marka z Wikipedii:
 
Czego się nauczyłam na tych wykładach? Wielu rzeczy, a przede wszystkim nauczyłam się kochać całym sercem muzykę klasyczną, nauczyłam się jej słuchać i dostrzegać jej piękno. I zupełnie nie boję się patetyzmu obecnego w tych zdaniach, bo tak właśnie to czuję.
Inna rzecz, której się nauczyłam: dyscyplina. Wykłady pana Marka są zawsze długie, jak na dzisiejsze standardy fast. Czasem trwają 3 godziny, czasem 4, zazwyczaj z pół godzinną przerwą. Obecność na takim wykładzie to ogromna przyjemność, ale pod pewnymi warunkami: że zorganizuję sobie czas w taki sposób, żeby nie patrzeć z niepokojem na zegarek, przy drugiej godzinie wykładu. Że wyłączę telefon i nie będę czekać na żadne połączenie (jak w kinie), że będę najedzona i wyspana. A przede wszystkim nie będę wiercić się, wychodzić w trakcie do toalety czy na świeże powietrze, szeptać do sąsiada, grzebać w torebce, kichać i kaszleć. Absurdalne? Może się tak wydawać. Pan Marek bywa krytykowany za to, że drażni go osoba kaszląca. On nawet potrafi zwrócić komuś uwagę publicznie, jeśli uzna, że słuchacz zachowuje się nienależycie.
 
Początkowo mnie to również trochę drażniło i dziwiło, aż zobaczyłam, jak ważne jest skupienie i cisza, gdy słucha się muzyki i o muzyce. Ile więcej korzystam, ile więcej zapamiętuję. Wykład zamienia się w przeżycie. Co ciekawe, nigdy, nawet po 4 godzinach nie czułam zmęczenia. No, może czasem trochę kręgosłup mi doskwierał, ale to przez krzesła.
 
Jest skutek uboczny takich przeżyć. Gdy bywam na innych podobnych wydarzeniach, koncertach, odczytach, spotkaniach i wykładach, dociera do mnie, jak - jako społeczeństwo - jesteśmy niewychowani. Jak nie umiemy uszanować czyjeś pracy. Zdarzyło się, że zwracałam uwagę dzieciom, w obecności ich rodziców, na nieodpowiednie zachowanie podczas koncertów. Tak było np. na koncercie Joszka Brody z dziećmi. (zespół Dzieci z Brodą). Nawet w filharmonii wrocławskiej mam wrażenie, że dyscyplina utrzymuje się tylko dzięki temu, że czuwa nad nią kilku pracowników filharmonii równocześnie.
 
Po co to wszystko piszę? Żeby podzielić się tym szczęściem, jaki mamy tu we Wrocławiu dzięki panu Markowi Dyżewskiemu. I żeby każdy, kto tu do mnie zajrzy, zarezerwował sobie dwie godziny z tak zwanym hakiem na wysłuchanie rewelacyjnego wykładu wygłoszonego w przeddzień kanonizacji naszego Papieża. Wygodny fotel, duży kubek herbaty. Wystarczy, by przenieść się w inny, lepszy świat. Zobaczyć w papieżu Janie Pawle II nie tylko świętego, ale również wielkiego artystę, retora, człowieka z kultury i dla kultury. Wykład obficie inkrustowany cudowną muzyką tworzoną przez najwybitniejszych polskich muzyków dla naszego Papieża. Polecam
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz