piątek, 17 lipca 2015

Wzmożenie czytelnicze

Było tak, że bardzo długi czas czytałam książki ciężkie, gęste, bogate w filozoficzny przekaz. Jakoś miałam wstręt do tzw. czytadeł i literatury popularnej. Na wakacje, najlżejsze co sobie sprawiłam, to była "Udręka i ekstaza" i było to dwa lata temu. Rok później "Dzieje duszy" Św. Tereski.
Od dwóch miesięcy natomiast zaczytuję się w książkach Francine Rivers. Poleciła mi koleżanka i w zasadzie nie wiem, co mnie skłoniło, że zaczęłam czytać. Z jakichś niezrozumiałych powodów darzę dużą nieufnością książki opisane jako "bestseller", a już przymiotnik " światowy" odrzuca mnie totalnie. Ale jakoś zmusiłam się, być może entuzjazm mojej koleżanki polecającej mi tę autorkę nakazał mi pójść do biblioteki i przeczytać to, co akurat znalazłam tej autorki. Choć nie przypominam sobie, bym miała na to zbyt wielką ochotę.

Była to książka pt. "Ostatni zjadacz grzechu". Nieoczekiwanie dla mnie wciągnęłam się, książka mnie tak zainteresowała, że porzuciłam zupełnie szklany monitor, a mąż patrzył na mnie unosząc brwi, bo dawno nie widział mnie tak pochłoniętą lekturą.
Ale wielka fascynacja zaczęła się przy pierwszej części trylogii "Znamię lwa", pt. "Głos w wietrze". Oszalałam po prostu i wstawałam pół godziny wcześniej niż zwykle, w zwyczajny roboczy dzień, by móc choć chwilę spędzić w starożytnym Rzymie i Efezie. Czytałam jak zaklęta, pierwszą część, potem drugą, "Echo w ciemności". Trzecią odłożyłam sobie na czas, gdy już wyczerpię pozostały repertuar Rivers.
Kolejne to były: "Most przeznaczenia", "Batszeba", a dziś rano skończyłam "Chatę w dolinie", którą postawiłabym na drugim miejscu, zaraz po dwóch częściach trylogii (bo one są na pierwszym miejscu egzequo)
Wszystko to w zaledwie półtora miesiąca, nie osiągnęłam takiego wyniku ilościowego od lat.
Postaram się napisać coś więcej o poszczególnych pozycjach, ale dziś jeszcze przeżywam życie Sary/Angel z "Chaty w dolinie".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz